Jakubie, świeć!

Wiosna roku 2003 przynosi  dwa doniosłe wydarzenia: beatyfikację Ojca Założyciela i fundację wspólnoty Sióstr Apostolinek w Polsce. Związek tych wydarzeń jest swoistym błogosławieństwem Opatrzności.

Gdy w latach powojennych zaznaczył się w Europie wyraźny spadek powołań, ks. Alberione głęboko przejął się tym faktem i nosił w sercu tę misję i to powołanie, ale nie był to jeszcze odpowiedni moment do założenia nowego instytutu. Później sam Kościół prosił go o założenie zgromadzenia, które zajęłoby się powołaniami. Datą przyjmowaną jako początek istnienia Instytutu Sióstr Maryi Królowej Apostołów dla Powołań jest dzień 8 września 1959 roku, kiedy to pierwsze śluby zakonne złożyły 3 siostry. Ksiądz Alberione miał wówczas 75 lat. W myśli Założyciela miało to być zgromadzenie poświęcające się wszystkim powołaniom, ponieważ żadnej takiej instytucji jeszcze w Kościele nie było. Przygotował Konstytucje i sam tłumaczył je pierwszym siostrom. 23 listopada 1967 roku powiedział: "Jeśli tu na ziemi nie zobaczę zatwierdzenia tego zgromadzenia, to zobaczę je u Pana, w raju".

Jaki był ks. Alberione?

Matka Teresa Rossi, pierwsze przełożona generalna Sióstr Apostolinek, a obecnie przełożona wspólnoty Sióstr w Polsce, mówi, że ks. Alberione był człowiekiem całkowicie Bożym i w pełni ludzkim. Idea świętości nie pozostawała w sferze ideału, ale była czymś realnym, codziennym, do czego Założyciel faktycznie dążył i czym żył. Świetnie znał nie tylko teologię, ale i życie ludzkie, dlatego zawsze potrafił przełożyć wszystko na praktykę życia codziennego.

Głębia jego życia duchowego pozwala lokować go mistyków, ale równocześnie był on człowiekiem bardzo praktycznym, a jego doświadczenie duchowe niesłychanie mocno odbijało się na codziennym, pełnym działaniu i trudzie życia. Tego samego wymagał też od innych. Zaraz po ślubach wysłał Apostolinki do zupełnie dla nich nowej i trudnej pracy. Tłumaczył im jednak wszystko na sposób wiary: "Pan pomaga... jeśli nie można od razu dobrze się przygotować, to trzeba wierzyć w łaskę misji".

Ksiądz Alberione, jak mówi Matka Teresa, był również w całej pełni człowiekiem. Kiedy upominał, kiedy pomagał i kiedy towarzyszył w trudnościach, z wielką jasnością mówił to wszystko, co miał do powiedzenia, ale nigdy nie przekreślał osoby. Był człowiekiem silny, ale nie twardym. W swoim sposobie bycia zawsze przekazywał dobroć - tę dobroć, która dodaje człowiekowi siły i wyzwala w nim pełnię ludzkich możliwości.

Szczególna bliskość

Założyciel czuł, że jego dni dobiegają kresu, więc zrobił wszystko, aby jak najwięcej swojego doświadczenia przekazać Apostolinkom. W każdą niedzielę przyjeżdżał do Castel Gandolfo, a kiedy choroba już mu na to nie pozwalała, to siostry jeździły regularnie do niego. Aż do swojej śmierci ks. Alberione troszczył się o Apostolinki, pomagał finansowo, żył ich problemami, towarzyszył im. Tę szczególną relację można porównać do miłości ojca ku dziecku, które rodzi mu się na starość. Matka Rossi wspomina, że dopóki starczyło mu sił, pytał ją o zdrowie każdej z sióstr, o to, co robią, czy są nowe powołania, czym się akurat zajmują i zawsze rozmowę kończył błogosławieństwem.

Najważniejszym przejawem jego ojcowskiej miłości do Apostolinek była jednak modlitwa i ofiara cierpienia. Kiedy 15 grudnia 1970 roku po raz ostatni przybył do Castel Gandolfo, zebrał je wszystkie w kaplicy i wypowiedział słowa, które są nie tylko życzeniem, ale i swoistym testamentem:
"Żeby był tutaj zawsze Pan i żeby dobrze czuł się tutaj z wami, i żebyście i wy dobrze się z Nim czuły. Wiele się za was modlę, każdego ranka, i coraz więcej. Proście o nie, proście o powołania!".

Kilka dni przed swoją śmiercią, kiedy nie mógł już mówić, przy swoim telefonie zostawił zapisaną własnoręcznie kartkę, na której widniał numer telefoniczny do Apostolinek i błogosławieństwo: "Le benedizioni 930356". Takie było pozdrowienie, które zanim spotkał się z Panem, skierował do Apostolinek.

Jakubie, świeć!

"Giacu, fa ciair!" - te słowa w dialekcie piemocnkim znaczą: "Jakubie świeć!". Tak do małego Jakuba mówiła jego matka, kiedy w chłodne poranki, kiedy jeszcze było ciemno, Jakub przy pomocy lampy naftowej świecił ojcu i reszcie rodziny, która od świtu pracowała w polu. To zdanie, jak mówi s. Magdalena Verani, nabiera dziś sensu profetycznego, ponieważ ks. Alberione jako błogosławiony naprawdę jest światłem dla ludzi XXI wieku. Nie świeci swoim światłem, ale światłem, które otrzymał od Jezusa w czasie nocy charyzmatycznej na przełomie wieków. Światło to przeniknęło go na tyle, że poczuł się jego dłużnikiem wobec wszystkich ludzi. I taką samą misję oświecania Bożym światłem ludzkiego życia pełnią do dzisiaj i na zawsze Siostry Apostolinki i cała Rodzina Świętego Pawła.

Matka Teresa Rossi, zapytana o to, co dzisiaj powiedziałby nam ks. Alberione, odpowiedziała:
"Miejcie włączone wszystkie anteny, aby złapać znaki obecności Boga wśród ludzi. Jest wiele znaków ubóstwa, które Bóg stawia na drodze powołania naszego i całej Rodziny Świętego Pawła. Bądźcie gotowi służyć im, nie traćcie czasu.
Módl się, rozważaj, natychmiast podejmij decyzję, ponieważ świat czeka. Jeśli ty nie staniesz się sługą tego ubóstwa i nie zajmiesz swojego miejsca, to tylko Boże miłosierdzie będzie mogło je "zająć".

Marcin Romanowski SSP
(na podstawie www.alberione.org)

za: Rodzina Świętego Pawła nr 2(5)/2003.