Kwiatki bł. Jakuba Alberione

Błogosławiony Jakub Alberione obrał na całe życie św. Pawła Apostoła nie tylko jako opiek~una i mistrza, ale jako wzór. Podobnie jak on został uprzywilejowany szczególnymi darami ze strony Boga. Święty Paweł tylko raz wspomniał o tych darach, gdy pisał, prawie tłumacząc się, że był aż w "trzecim Niebie"; podobnie ks. Alberione nieśmiało napisał, że "był prawie zmuszony przez Boga do przyjęcia szczególnych darów" (AD 28).

Błogosławiony Jakub Alberione był ostrożny w każdy geście, który mógłby zdradzić te dary. Posługiwał się wobec swoich duchowych synów i córek środkami tak zwyczajnymi, że mogli oni więcej przypuszczać, niż naprawdę wiedzieć (AD 32). Wyznał im jedynie to, co uważał za konieczne, aby upewnić ich w powołaniu i przekazać, że Boski Mistrz jest z nimi w osobie Założyciela, którego wybrał im na przewodnika.

Tak jak przez św. Pawła Bóg dokonał wiele cudów, podobnie i przez ks. Alberione uczył wiele nadprzyrodzonych dzieł, które sam Założyciel traktował tak, jakby chodziło o coś bardzo zwykłego. Cud bowiem dla kogoś, kto żyje wiarą, jest zwykłym działaniem ze strony Boga...

Gdyby można było zebrać wszystkie świadectwa licznych duchowych synów i córek bł. Alberione, otrzymałoby się obraz o jakim nawet nikt nie marzył. Byłby to wspaniały zbiór "kwiatków", pięknych jak mozaika o tysiącu barw, a skupiających w sobie fakty nadzwyczajne i te, które odnoszą się do sytuacji banalnych, ale nie mniej zadziwiających.

Rachunki do zapłacenia

Ksiądz Giovanni Evengelista Robaldo wydał wiele opracowań Ewangelii dla różnych grup (rodzin, studentów, żołnierzy, nauczycieli...). W czasach jego posługi jako ekonoma ciężko było zarządzać dopiero co powstałymi wspólnotami, gdy wszystko należało urządzać od nowa, a domy były jeszcze prawie puste. Pewnego dnia nie było wiadomo, jak zaspokoić roszczenia wierzycieli, którzy niecierpliwie oczekiwali na portierni. Ksiądz Robaldo zapukał więc do drzwi ks. Alberione, aby poprosił go o pomoc. W odpowiedzi usłyszał głos: "Otwórz swoją kasetkę". Ksiądz Robaldo wcześniej wielokrotnie ją otwierał na próżno, ale mimo to postanowił wykonać polecenie Założycielka. Tym razem znalazł w środku kopertę, w której były pieniądze: kwota dokładnie odpowiadając a tej, którą trzeba było zapłacić.
Jak zapewniał ks. Robaldo, tego typu zdarzenia powtarzały się wiele razy.

Lata polenty

Wspomina ks. Rosario F. Esposito, paulista:
"W czasach "paulińskiego Betlejem" (czyli na początku istnienia Zgromadzenia) w szkole, która była w naszej wspólnocie, nie tylko brakowało mebli, ale także profesorów. Ksiądz Alberione był jedynym nauczycielem, a także kucharzem. Często zbierał wychowanków wokół paleniska i udzielał lekcji. Młodzi kładli książki na kolana i manewrowali ołówkiem. Profesor dysponował skomplikowanym urządzeniem: jedną ręką przewracał strony, drugą mieszkał warzechą polentę [rodzaj kukurydzianej mamałygi] w kotle.

Krowa na Moretta

W okresie największego boomu powołanionego, w domu macierzystym w Albie brakowało wszystkiego. Nie było także mleka.

Ksiądz Alberione zachęcał wszystkich, aby modlili się do św. Józefa. Po modlitwie zawołał młodego Davida Cordero [późniejszego kapłana paulistę, zmarłego w 1958 roku] i nakazał mu, aby z wiara udał się na ulicę Moretta w poszukiwaniu krowy. David wyszedł z domu mocno zakłopotany, nie wiedząc za bardzo, co ma dalej robić. Wyruszając na chybił trafił zobaczył z daleka pewnego staruszka, który prowadził na powrozie krowę. Gdy David zbliżył się niepewnie do staruszka, spojrzał na niego, nie mając odwagi wypowiedzieć ani jednego słowa. Staruszek sam rozpoczął rozmowę: "Dokąd idziesz? Czego potrzebujesz?" Chłopiec odpowiedział: "Signor Teologo wysłał mnie, abym znalazł krowę, ponieważ jej potrzebujemy". Staruszek wręczył mu do ręki powróz i powiedział: "Weź tę i idź".

Traktuj dobrze Jezusa

Kolejne wspomnienie ks. Rosario F. Esposito:
Na zakończenie dnia skupienia, głoszonego przez ks. Alberione w kaplicy domu generalnego przy ul. Alessandro Severo w Rzymie, jak zazwyczaj udzielane było błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Na ogół pozostawiało się tę czynność najmłodszym kapłanom. Tym razem przypadło to w udziale mnie. Podczas tej celebracji czyniłem szorstkie, gwałtowne ruchy - mówiąc krótko: nie za bardzo dostojne (muszę zresztą pracować nad nimi jeszcze do dziś). Założyciel poczuł się tą "ceremonią" dotknięty. Po jej zakończeniu, gdy wszyscy przygotowywali się do wyjścia w kierunku refektarza, poprosił mnie, abym chwileczkę zaczekał. Z łagodnością, prawie szepcząc, powiedział mi: "Traktuj dobrze Jezusa... Jest Synem Maryi".

Cudowne rekolekcje

Wspomina br. Bernardino Caron, paulista:
W 1962 roku Założyciel powierzył mi oraz ks. Antoni Speciale zorganizowanie rekolekcji dla młodzieży. Wzięliśmy się do pracy i opublikowaliśmy w różnych czasopismach - naszych i innych - informację o rekolekcjach. Dwa dni przed datą ich rozpoczęcia ks. Alberione zapytał mnie, ile osób się zgłosiło. "Niestety - powiedziałem - bardzo niewiele: tylko jedna". Odpowiedział mi: "Jeśliby nawet był tylko jeden uczestnik, będę głosił rekolekcje". 27 grudnia, kiedy sytuacja wyglądała na kompromitację, Założyciel wysłał mnie na ustalone spotkanie na dworcu. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu zastałem tam tak wielu chłopców, że można nimi było zapełnić mikrobus i samochód osobowy! Pojechaliśmy do
Ariccia niedaleko Rzymu, gdzie były przewidziane te 3 dni rekolekcji. Założyciel był gotów do ich przyjęcia.


Ku mojemu ponownemu zaskoczeniu zapytał mnie: "Dlaczego nie wracasz na stację, aby przywieźć następnych chłopców?". Wprawił mnie w osłupienie, ale pomyślałem zaraz o fragmencie z Ewangelii, który mówi: "Na Twoje słowo zarzucę sieci" (Łk 5, 5). Wróciłem na stację i z wielkim zdziwieniem znalazłem kolejnych chłopców, którzy ponownie wypełnili mikrobus i samochód osobowy. Tamtego roku uczestniczyło w rekolekcjach 28 osób i mogę potwierdzić, że niektórzy z nich do tego stopnia zostali zafascynowani naszym Założycielem, ze zdecydowali się oddać swoje życie Bogu w Towarzystwie Świętego Pawła.

Uzdrowienie

W 1926 roku jedna z Sióstr Uczennic oparzyła sobie nogę wrzątkiem. Po kilku dniach, choć oparzenie nie ustępowało, Założyciel nakazał jej udać się do posługi w kuchni. Po całym dniu pracy chora zauważyła, że po oparzeniu nie było już żadnego śladu.

za: Rodzina Świętego Pawła, kwartalnik formacyjno-informacyjny nr 2/2003.