Świadectwo

Waszego Ojca Założyciela poznałam w Rzymie, w 1964 roku. Będąc tam we wspólnocie zachorowałem i przełożeni zawieźli mnie do szpitala Córek Świętego Pawła do Albano. Przebywałam tam przez miesiąc i wtedy miałam możność poznania tego świątobliwego kapłana.

W szpitalu byłam otoczona przez lekarzy i wszystkie siostry troskliwą opieką. Wówczas nie mówiłam jeszcze dobrze po włosku, ale już dużo rozumiałam. Codziennie uczestniczyłam we Mszy św., którą celebrował wasz Założyciel. Postać szczupła, pełna dobroci i miłości wobec chorych, człowiek bardzo serdeczny - taki jest mój zewnętrzny odbiór jego osoby. Był ujmujący i bardzo delikatny. W jego postawie było widać ogromną radość z tego, że może być wśród swoich córek duchowych, które z miłością służyły chorym i cierpiących.

Codziennie po przeczytaniu Ewangelii kierował do uczestniczących w Eucharystii kilka słów. Zachęcał w nich do radości w powołaniu, w służbie cierpiącym, wskazywał przykład Chrystusa, który pochylał się nad chorymi z miłością i uśmiechem. Mówił, że mamy iść za Jezusem i być Jemu wierni w codziennym życiu. Mówił też o pokorze i posłuszeństwie wobec Przełożonych, aby służyć Bogu i Maryi w prostocie serca.

Osobiście z nim nie rozmawiałam, gdyż nie znałam tak dobrze języka, a on nie pochodził w kaplicy do sióstr. Przed Mszą św. i po niej również długo się modlił. Widać było, jak bardzo przeżywał celebrację Mszy świętej. Nigdy się nie spieszył, był rozmodlony. Gdy udzielał Komunii św., można było poczuć, że podaje nam Boga Żywego i że sam adoruje Go w swoim sercu.

Dziś za troskliwą opiekę, której doznałam od Sióstr, składam serdeczne podziękowania całemu Zgromadzeniu i Przełożonym oraz siostrom, które wówczas tam pracowały.

Wdzięczna za wszystko dobro, za miłość i uśmiech, oddana Niepokalanej.

s. Maria Tarsycja Banaszyńska, służebniczka Maryi

za: Rodzina Świętego Pawła nr 2(5)/2003.